Post od czapy
Czyli moje wprawki powieściopisarskie. Ot taka scenka rodzajowa.
Tekst poniżej napisałem pod wpływem chwili, zdarzenia, łapiąc rozbiegane myśli i wtłaczając je na kartkę papieru. Czytajcie, komentujcie, krytykujcie i doradzajcie. A kto wie, może Nobel się trafi. :)
Opony auta zaszumiały głośno na bruku mimo, że samochód toczył się powoli. Kierowca rozglądał się za miejscem do zaparkowania swojego SUV-a.
Tłoczno, Niedziela. Pomyślał. Ludzie przyjechali do kościoła. Wypatrzył lukę obok wejścia do ratusza i zaparkował. Wysiadł. Rozejrzał się, przeciągnął. Wciągnął powietrze w płuca. Lato jest tuż, tuż. Jeszcze nie jest upalnie ale już przyjemnie ciepło i słonecznie. Główne wejście do kościoła miał 10 metrów dalej, po prawej. Osiem godzin za kółkiem, pomyślał. Otworzył tylne drzwi auta, zdjął marynarkę z wieszaka. Ludzie właśnie zaczęli wychodzić z kościoła. Zaczął przyglądać się wychodzącym. Patrzył tak dłuższą chwilę. Nagle zastygł. Jego wzrok przyciągnęła kobieta z dwójką dzieci. Dwoje, pomyślał. Ile to już lat? Pięć? Pokręcił głową. Brunetka, długowłosa, ubrana skromnie, w kolorową sukienkę bez rękawów, sandałki. Lekki makijaż. I ten wyraz oczu. Gdy go ujrzał stężał, napiął każdy mięsień, każde ścięgno. Obserwował ją. Dzieci, chłopiec i dziewczynka, ubrane odświętnie, spokojnie kroczyły obok niej. W kierunku tej trójki szedł mężczyzna. Był niechlujnie ubrany, brudne spodnie, wyciągnięta podkoszulka. Zataczał się. Piwny brzuch wylewał się na spodnie.
Tekst poniżej napisałem pod wpływem chwili, zdarzenia, łapiąc rozbiegane myśli i wtłaczając je na kartkę papieru. Czytajcie, komentujcie, krytykujcie i doradzajcie. A kto wie, może Nobel się trafi. :)
Opony auta zaszumiały głośno na bruku mimo, że samochód toczył się powoli. Kierowca rozglądał się za miejscem do zaparkowania swojego SUV-a.
Tłoczno, Niedziela. Pomyślał. Ludzie przyjechali do kościoła. Wypatrzył lukę obok wejścia do ratusza i zaparkował. Wysiadł. Rozejrzał się, przeciągnął. Wciągnął powietrze w płuca. Lato jest tuż, tuż. Jeszcze nie jest upalnie ale już przyjemnie ciepło i słonecznie. Główne wejście do kościoła miał 10 metrów dalej, po prawej. Osiem godzin za kółkiem, pomyślał. Otworzył tylne drzwi auta, zdjął marynarkę z wieszaka. Ludzie właśnie zaczęli wychodzić z kościoła. Zaczął przyglądać się wychodzącym. Patrzył tak dłuższą chwilę. Nagle zastygł. Jego wzrok przyciągnęła kobieta z dwójką dzieci. Dwoje, pomyślał. Ile to już lat? Pięć? Pokręcił głową. Brunetka, długowłosa, ubrana skromnie, w kolorową sukienkę bez rękawów, sandałki. Lekki makijaż. I ten wyraz oczu. Gdy go ujrzał stężał, napiął każdy mięsień, każde ścięgno. Obserwował ją. Dzieci, chłopiec i dziewczynka, ubrane odświętnie, spokojnie kroczyły obok niej. W kierunku tej trójki szedł mężczyzna. Był niechlujnie ubrany, brudne spodnie, wyciągnięta podkoszulka. Zataczał się. Piwny brzuch wylewał się na spodnie.
Tak rano i już narąbany? Pomyślał. Nieźle.
Trzasnął drzwiami, ruszył w stronę kościoła, zakładając marynarkę i
obserwując nadal kobietę.
Pijak zaczął właśnie wywód na temat małżeństwa i powinności żony wobec
męża. Brunetka spuściła wzrok i zaczerwieniła się.
Rzuciła szybkie:
- Przestań! Ludzie patrzą. Chodź do domu.
To tylko rozjuszyło pijaka. Ludzie jednak przechodzili obok odwracając
wzrok i bąkając szybkie dzień dobry lub cześć. I odchodzili do swoich spraw.
Pijak zaczął eskalować groźby i obelgi. Kobieta błagalnie rzuciła:
- Nie przy
dzieciach, proszę.
- Co nie przy dzieciach!! Wrzasnął. Niech wiedzą, że ich matka to
najzwyklejsza kurwa!! A on, wskazał na chłopca, to jest nie mój bękart, którego
sobie zrobiłaś z jakimś chujem i cie zostawił! A ja zrobiłem ci szmato łaskę,
że was wziąłem! Powinnaś mi buty za to lizać a ten bachor może być najwyżej
podnóżkiem jak oglądam mecz, bo nigdy nie będzie moim synem, suko bura!!
- Dzieci, zaczekajcie na tamtej ławeczce. Kobieta wskazała jedną opodal.
Tatuś jest zdenerwowany ale zaraz się uspokoi i pójdziemy na lody. Dobrze? Chłopiec
podbiegł do pijaka. Próbował go objąć.
- Tatusiu ja ciebie kocham.
- Woooon!!
Odepchnął chłopca. Nie dotykaj mnie ty suczy wyskrobku!! Kopniak minął głowę chłopca
o włos. Chłopiec uciekł na ławkę obok siostry i zaniósł się płaczem.
Po policzkach kobiety płynęły łzy.
- Proszę, przestań, chodź do domu,
błagała, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Podszedł ksiądz.
- Kochajcie się, zwrócił
się do mężczyzny. Ślubowałeś jej przed Bogiem.
- Niech się ksiądz nie wtrąca! Wrzasnął pijak. I rozejrzał się dookoła. Ludzie
odwracali pośpiesznie wzrok i odchodzili. Pijak dojrzał mężczyznę stojącego kilka
kroków za zapłakaną brunetką i przyglądającego mu się, jakoś tak bez szacunku.
- Czego się kurwa elegancik gapisz? Patrzcie go garniturek, biała koszulka. Taki
kurwa jebany biz… bizmezman! Wyjąkał pijak.
- Przyglądam ci się… zaczął zagadnięty.
Ludzie przystanęli zaciekawieni.
- No to spierdalaj do sowich spraw! Rzucił pijak. I ruszył w stronę
elegancika. Kobieta próbowała go powstrzymać ale ją odepchnął. Upadła. Z
rozbitego kolana zaczęła lecieć krew. I zaczęło puchnąć. Elegancik spojrzał na
kobietę. Potem na pijaka, uśmiechnął się do niego, paskudnie. Wiedział, że ma
paskudny uśmiech, dzięki bliźnie na lewym policzku. Pijak zastygł w pół kroku.
- … i nie podoba mi się jak potraktowałeś swoją żonę i jej syna.
Dokończył.
- Chuj ci do tego! Warknął pijak.
- Mylisz się. Powiedział elegancik, z uśmiechem.
Pijak zdębiał, przechodnie pomogli wstać kobiecie, ktoś podał jej
czystą chusteczkę. Elegancik spojrzał na rozbite kolano, które spuchło brzydko.
Zmierzył pijaka.
- I zobacz co zrobiłeś. Wycedził chłodno.
Tamten skurczył się, przycichł. Przełknął głośno ślinę.
- To ty? Wydukał.
- Tak, ja. Odparł rozbawiony elegancik. Co zdziwiony? Rzucił już bez cienia
uśmiechu. Przecież obiecałem, pamiętasz? A ja dotrzymuję słowa. Powinieneś to
wiedzieć. Szkoda, że wtedy nie zapytałeś żony, dodał.
Pijak zrobił się kredowobiały.
- Jak? Skąd, kurwa się tu wziąłeś?
Wydukał. Kobieta cicho krzyknęła. Całkiem spory tłumek już się zgromadził i przyglądał zajściu, sprawy bieżące przestały być ważne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz